Rozdział 18 Brama Melissy

Rozdział 18 - Conlaren.

Poczułam kogoś szturchnięcie, otworzyłam oczy i ujrzałam niebo nade mną i dwie okrągłe rzeczy w oddali. Moje oczy skierowały się na Lunę, będącą obok mnie i patrzącą na mnie.

- Jesteśmy już prawie w lesie Conlaren, wstawaj i przygotuj się.

- Oh, dziękuję, na prawdę zasnęłam?

- Tak, ale to zrozumiałe, podróż była ciężka od początku. Trochę ci zazdroszczę, że dałaś radę tu zasnąć.

- Przepraszam, następnym razem usiądę obok ciebie i pozwolę ci zasnąć, dobrze?

-Nie sądzę, żebym dała radę spać spokojnie  zanim wszystko się uspokoi. Dziękuję za propozycję.

Poczułam, że smok się obniża i wkrótce ujrzałam drzewa, które były zaskakująco wysokie. Były przynajmniej dwa razy wyższe niż normalne drzewa, oraz miały mniej liści z szarymi liniami na środku.

- Dziwne drzewa.

- Potężny mag powiedziała mi, że w tym miejscu wielokrotnie odbywały się magiczne rytuały i nadmiar magii przesiąkł głęboko w las, zmieniając drzewa.

- Czy te rytuały się dalej odbywają? Jakie one były?

- Nie wiedziała, albo mi nie powiedziała.

- Nie ufasz jej?

- Nie.

- Poszła z nami ratować inne rasy, jak mogłabyś jej nie wierzyć?

- Czy to nie jest podejrzane? Cała ta sprawa o was dwóch będących wybranymi żeby odeprzeć jakieś zło jest naciągana.

- Moja zdolność do leczenia jest niesamowita sama w sobie, a ona posiada tą samą moc, co sprawia że jej historia jest godna zaufania. To jest za dużo, żeby był to przypadek.

- Dokładnie, ale ona mogła nie podzielić się z nami jakimiś informacjami. Może to być tylko część historii, albo jest ona poprzekręcana, żeby być właściwą dla niej.

- Ale robimy to co chcemy, nie zmusiła nas do niczego.

- Tak, ale wciąż powinniśmy być ostrożni.

- Ja jej ufam i dalej będę.

- Nie możesz ufać każdemu kogo spotkasz.

- Nie ufam każdemu, tylko tym, którym czuję, że mogę zaufać.

Luna odwróciła twarz, byłam trochę zbyt rozgrzana w tej rozmowie.

- Przepraszam, wiem że po prostu się o nas martwisz. Ale chcę wierzyć ludziom, którym ufam. Czy to zbyt samolubne? - spytałam Luny łagodniejszym tonem.

Luna zwróciła się z powrotem do mnie, potrząsnęła głową, zamykając oczy.

- Możesz być trochę samolubna. Ja mogę nie ufać ludziom. Jesteśmy grupą koniec końców.

Przytaknęłam i uznałam, że lepiej nie kontynuować tej konwersacji. Smok zatrząsł się trochę i zauważyłam, że wylądował.

Zeszłam z niego i spojrzałam w górę, jak wysokie są drzewa, patrząc z dołu.

Poczułam rękę na moim ramieniu i odwróciłam się by ujrzeć Alice rozglądającą się w skupieniu. Oh, na prawdę jestem straszna. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu wrogów.

Linia lasu była niedaleko nas i rozciągała się tak daleko jak sięgał mój wzrok w obie strony. Za nami były pola trawy z kilkoma roślinami i jeszcze mniejszą ilością drzew.

Ruszyliśmy w stronę lasu, kiedy usłyszeliśmy czyjś głos.

- Co was tu sprowadza? Las należy do nas, zawróćcie więc.

Potężny mag odpowiedziała.

- Wielkie zło rozprzestrzenia się po tych ziemiach i próbuje wytępić wszystkich. Chcemy pomóc wam walczyć z tym złem, które pochłonęło różne rasy na tej ziemi.

Inny męski głos doszedł z lewej od poprzedniego głosu.

- Nie potrzebujemy pomocy od podejrzanych osób z zewnątrz, idźcie stąd.

Potężny mag odwróciła się w naszą stronę.

- Słyszałam, że ludzie tutaj są uparci i nie porozumiewają się z innymi z poza lasu, ale nie wiedziałam, że odwrócą się od nas w czasie takim jak ten.

- Nie możemy im pomóc mimo wszystko? - spytałam jej.

- To niemożliwe, jeżeli wejdziemy do lasu zaatakują nas, a my nie wiemy jak będą się zachowywać jako wrogowie. Dodatkowo, wśród nich są wrogowie silniejsi od nich, nie można ich pokonać bez zabijania ich.

Martin wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale się na to nie zdecydował i spojrzał w ziemię z sfrustrowanym spojrzeniem.

- Nie możemy uświadomić im, że chcemy pomóc? - spytałam z nadzieją, jednak wiedziałam, że nic nie może się zmienić.

- Nie zaufają nas, nieważne czego byśmy nie powiedzieli. Najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić, to zostawić ich samych i mieć nadzieję, że sobie poradzą.

Sami. Gdyby dali radę sami, nie próbowalibyśmy im pomóc. Potężny mag zawróciła w stronę smoka, a my ruszyliśmy za nią.

Weszliśmy na niego, a ten zaczął się wznosić.

- Następnie pójdziemy do pół wilczej pół człowieczej góry. Nie są tak przyjaźni jak inne rasy, ale nawiązują z nimi kontakty, a nawet handlują w mieście psowatych.

Rozmowa kontynuowała, ale ja już nie słuchałam. Byłam zbyt zszokowana, że blisko nas są ludzie, których mogliśmy ocalić, ale oni tego nie chcieli.

Nie chciałam opuszczać tego miejsca bez udzielenia im pomocy. Wiedziałam, że nie da się, ale nie mogłam opuścić ich.

- Wracajmy.

Wszyscy się do mnie odwrócili.

- Chcę im pomóc.

- Rozumiesz, że jeżeli wrócimy, możemy być zmuszeni do zabicia ich wszystkich? - spytała potężny mag

- Tak.

- Niektórzy z nas mogą umrzeć, rozumiesz to?

- Tak.

Odwróciła się i spojrzała na inne karły, wszyscy na nią spojrzeli i przytaknęli. Westchnęła, a smok ponownie wylądował.

Zeszliśmy z niego i poszliśmy z powrotem do granicy lasu.

- Zdecydowaliśmy się wam pomóc, nawet jeśli tego nie chcecie.

Nie było na to odpowiedzi, poczułam się zaniepokojona. Wbiegłam do lasu i ujrzałam jedną osobę na ziemi, z kałużą krwi pod nią.

- Uważaj na siebie, wrogowie są silni, nie możesz wybiegać sama.

Mogłam go ocalić, gdybym zdecydowała się szybciej. Zachciało mi się płakać, ale nie mogłam w tej sytuacji. Ogarnęłam się i skupiłam na odnalezieniu zabójcy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brama Melissy Rozdział 1 cz. 1

Brama Melissy Epilog