Brama Melisy rozdział 20

Rozdział 20
Brama Melissy

Moja prawa ręka bolała, czułam magię płynącą przez moje ciało właśnie w tę dłoń, lecz wciąż czułam ból. Przepływała ona przez moją dłoń do nogi Martina i leczyła ją, ale wciąż wyglądał on jakby cierpiał.

Marie była przy nim, trzymając się za ręce i płacząc. Alice stała obok mnie z moim mieczem i tarczą, pytając jak się trzymam, Luna wciąż była z pół sowią kobietą, która była wciąż na ziemi i płakała.

Potężny mag była obok złowrogiego pół sowiego mężczyzny, oglądając go dokładnie. Gdy uznałam, że odzyskałam wystarczająco sił wstałam z Martina i zaczęłam leczyć oboje z nas.

Martin również chciał wstać, ale natychmiast niemalże upadł, gdyby nie Marie, która go złapała. Martin wstał i podziękował jej.

- To był ciężki wróg - powiedziała Alice.

Był on najsilniejszym z jakim się zmagaliśmy do tej pory, o ile wykluczmy mężczyznę trenującego nas oraz nieumarłego od którego uciekliśmy.

Przytaknęliśmy i podeszliśmy do Luny.

- Jak się trzymacie? - spytała nas Luna, gdy się zbliżyliśmy.

- Moja ręka jest złamana i trochę to czasu zajmie zanim się wyleczy. To samo tyczy się stopy Martina.

- Dziękuję za uratowanie mnie i naszej wioski - odezwał się cichy głos.

Pół sowia dziewczyna wstała i ukłoniła się nam wciąż płacząc. Poczułam szczęście w sobie i nie czułam już bólu.

- Nie przejmuj się tym, cieszymy się, że pomogliśmy - powiedziałam z uśmiechem.

- Myślisz, że mogłabyś poprowadzić nas do wioski, gdzie moglibyśmy odpocząć i zająć się rannymi przyjaciółmi? -spytała Luna.

- Tak, chodźcie za mną - powiedziała ocierając łzy.

- Chodźmy, potężny magu - powiedziała Luna.

Podążaliśmy za dziewczyną przez las, Luna rozmawiała z potężnym magiem podczas spaceru, reszta z nas nie mówiła nic, a wkrótce dotarliśmy na miejsce. Znajdowało tu się większe drzewo od innych oraz gęsta zasłona drzew.

Zanim podeszliśmy wielu pół sowich ludzi wyszło z niezadowolonym wyrazem twarzy.

- Alna, czemu tu przyprowadziłaś tych nieznajomych, co się stało ze strażą?

- Ci ludzie uratowali moje życie i wasze także, jeden z naszych dostał dziwnych mocy i zarzynał naszych ludzi, a oni go zatrzymali.

- Co za absurd, ci nieznajomi musieli oszukać Alnę i sprawić, że ich tu przyprowadziła..

Nie działo się za dobrze, musiałam przekonać ich, że nie jesteśmy wrogami.

- Wielkie zło stara się wybić wszystkie rasy, podróżujemy do różnych miejsc i probujemy ich powstrzymać - starałam się ich przekonać, robiąc krok przed dziewczynę.

- Melissa uważaj! - Alice krzyknęła zza mnie.

Spojrzałam do tyłu i ujrzałam dziewczynę skaczącą przed czarną kulą, która leciała na mnie. Stała się ona większa a potem zniknęła z dziewczyną. Ujrzałam czarną i fioletową elipsę obok dużego drzewa, a coś na podobieństwo posągu wyszła z niej.
Stałam zszokowana, czy ona umarła? tak po prostu? Umarła bo mnie uratowała?  Co? Czy to nie ja miałam ratować innych?

- Wy małe mrówki stałyście się problematyczne - powiedział posąg pustym głosem.

Skupiłam się na nim i czułam jak mój gniew rośnie.

- Zabiłeś ją - wrzasnęłam

pobiegłam w jego stronę z łzami wypływającymi z moich oczu, zacisnęłam pięści i zaczęłam tworzyć kule ognia obiema dłońmi.

- Melissa, nie! - krzyknęła Luna.

Zignorowałam ją i wciąż biegłam w stronę statuy, która stworzyła sześć czarnych kuli i wysłała je w moją stronę.
Przypomniałam sobie, że kule ognia nic nie zdziałają na czarne kulę, biegłam więc w ich stronę, a sześć ostrzy wleciało w nie i sprawiło, że znikły.

Rzuciłam moje kule ognia na posąg, jednak ten zablokował je swoimi dłońmi, a wtedy ja skoczyłam na niego i uderzyłam w jego talię. Ktoś jeszcze również skoczył i spojrzałam w bok by ujrzeć Alice, potem Ryana.

Siła przewróciła posąg do elipsy, a my zostaliśmy przetransportowani do zimnego, ciemnego podziemnego pokoju z czterema filarami. Sfery wciąż tu była, ale było ich mniej. Jednak ta duża pozostała.

Co zrobiliście? - spytał posąg pustym głosem.

- Co ty zrobiłes! - krzyknęłam wspinając się na niego.

- Melissa, tu jest twój miecz i tarcza - powiedziała szybko Alice.

Pospiesznie je wzięłam i chwyciłam mocno.

- Przejdźmy przez sferę jeszcze raz, nie możemy pobić posągu - powiedziałam głośno.

Byłam wściekła i smutna, ale wciąż wiedziałam, że nie możemy pokonać tej rzeczy, a jeden zły ruch by nas zabił. Musieliśmy uciec i wrócić uporać się z tym później. Przynajmniej pół sowi ludzie są na razie bezpieczni.

Usłyszałam głośne uderzenie i obejrzałam się, by ujrzeć Ryana wrzuconego w kamienną ścianę, krwawił i się nie ruszał.

- Nie mogę zabić wszystkich problematycznych mrówek teraz.

- Ryan!

Podbiegłam do niego, a czarne kule leciały w naszą stronę. Biegłam dalej, a gdy sie zbliżyły rzuciłam mój miecz bokiem.

Trzy kule zniknęły z moim mieczem i podeszłam do Ryana. Zaczęłam go leczyć, ale był on nieprzytomny. Położyłam moją dłoń na jego ustach i poczułam, że wciąż oddycha.

Usłyszałam kolejny huk i obejrzałam się. Ujrzałam młot Alice obok posągu, a ona sama była pod ścianą.

- Alice! - krzyknęłam.

Zaczęłam biec w jej stronę, ale coś złapało mnie za rękę. Odwróciłam się by spojrzeć za siebie, Ryan przyciągnął mnie do siebie i przycisnął swoje usta do moich. Stałam tam jak wryta.

Odsunął swoją twarz, a ja wzięłam głęboki wdech.

- Idź do Alice i ucieknij z nią przez jedną ze sfer. Kupię wam trochę czasu - powiedział cicho.

Odszedł od ściany i ledwo stał. Nie było szans, aby zrobił cokolwiek przeciwko posągowi. Byłam jedyną, która mogła się ruszać. To ja powinnam kupować mu czas.

- Nie, ja wam kupie czas, wy uciekajcie.

- Kocham cię, Melissa, nie zostawię cię na pewną śmierć.

Ujrzałam czarne kule lecące w naszą stronę.

- Jeżeli mnie kochasz, weź Alice gdzieś, gdzie jest bezpiecznie. To jedyne co możemy teraz zrobić. Przepraszam.

Przestałam leczyć Ryana i zaczęłam biec w stronę posągu, gdy kule zbliżyły się, rzuciłam w ich stronę tarczę i minęłam je.

Co mogłam zrobić by naruszyć statuę? Alice prawdopodobnie uderzyła ją swoim młotem i nie było żadnego widocznego uszczerbku. Uderzyłam ją dwoma kulami ognia lecz to nic nie zmieniło.

Jedyna rzecz, która mogła zadziałać, to moja lecząca magia, albo mogłam starać się odwrócić ego uwagę biegając w kółko omijając kule. Ale wtedy mógłby rzucić jedną w stronę Ryana i Alice, a to by oznaczało ich koniec.

Jedyne co mogłam zrobić to mieć nadzieję, że moja magia lecząca go uszkodzi. Już byłam przy posągu, a ten przeszywał mnie swoimi czerwonymi oczami. Nienawidziłam go. Zaczęłam zbierać manę z otoczenia i zauważyłam jak łatwe to było tutaj.

Zebrałam jej sporą ilości i skupiłam się na zamianie jej w magię leczącą. Pozwoliłam jej płynąć przez każdą część mojego ciała i skupiać ją w rękach..

Moja dłoń zaczęła błyszczeć jasnym zielonym kolorem, coraz bardziej i bardziej.

Posąg cofnął się o krok i rzucił parę czarnych kul w moją stronę, unikałam ich, ale musiałam przez to zaprzestać ładowania mocy.

Parę czarnych ostrzy przeleciało obok mnie i zrobiło dziurę przez którą przebiegłam i skoczyłam na posąg. Złapałam jego talię,a ten zaczęła piszczeć wysokim głosem.

Statua upadła na kolana wciąż piszcząc. Ujrzałam Ryana idącego powoli w stronę Alice i uśmiechnęłam się, wiedząc, że dałam radę zrobić coś posągowi.

Podczas gdy myślałam, jakas czarna rzecz ruszyła zza statuy i pokryła nas oboje w niej. Złapałam ponownie jego kości a on krzyknął. Czarna rzecz zaczęła się na nas zamykać, a ja czułam jej presję.

Zbliżało się coraz bardziej i bardziej, łzy toczyły się po moich policzkach.

Nie chcę umrzeć, nie chcę jeszcze umrzeć. Zaczełam dotykać mojej nogi, kiedy nagle moja zbroja zaczęła się rozjaśniać. Świeciła na jasno zielono i utworzyła powłokę wokół mnie.

Czarna rzecz napierała na tę warstwę, ta nie zatrzymywała jej kompletnie, ale czułam się lepiej posiadając ją.

Zbliżała się coraz bardziej i wbijała mnie w posąg, presja zwiększała się z każdą chwilą, czułam pękającą zbroję.

Miałam nadzieję, że tamci wydostali się bezpiecznie. Zaczęłam tracić przytomność, kiedy usłyszałam głośne trzaśnięcie w oddali. Ciemność mnie połknęła.


























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brama Melissy Epilog

Rozdział 19 Brama Melissy

Rzodział 16 Brama Melissy